Pomaganie bez granic – wywiad z Anną Alboth

Anna Alboth to dziennikarka i autorka podróżniczego bloga „The Family without Borders”. Jest to w chwili obecnej największy blog o rodzinnym podróżowaniu, a także jeden z najbardziej wpływowych blogów w Polsce gromadzących wokół siebie fajną, zaangażowaną społeczność. Właśnie tę społeczność udało się Annie poruszyć w czasie pomocowej akcji dla uchodźców w Berlinie. Okazało się, że przy pomocy Facebooka daje się w kilka dni zarazić entuzjazmem setki ludzi w kilkudziesięciu miejscach w Polsce i zrobić razem coś dobrego.

Bez granic – co to dla Ciebie znaczy?
To znaczy, że jak się chce, to się da. I możemy tu mówić o wszystkim – zmianie pracy, przeprowadzce do innego kraju, dalekich podróżach, nawet z małymi dziećmi albo pomocy innym. Wymówki są ogólnodostępne na całym świecie: „nie mogę, bo mam dzieci”, „chciałbym pomagać, ale przecież uchodźcy są daleko”. Oczywiście, że są granice – na świecie i w naszym życiu! Ale jest ich o wiele mniej, niż nam się wydaje. I ja lubię zdawać sobie z tego sprawę.

Gość Inność – opowiesz coś o tej akcji?

Podróżując po całym świecie z moją rodziną, doświadczaliśmy gościnności wszędzie. Nawet w miejscach, w których ludzie nie bardzo mieli się czym dzielić, bo tak niewiele posiadali. Kiedy rok temu do Berlina przyjechali uchodźcy w większej liczbie niż dotychczas, kiedy spali na ulicach, poczułam, że moim obowiązkiem jest ich ugościć. Zaprosiliśmy do domu trzech uchodźców. Najpierw chcieliśmy przyjąć rodzinę, bo też mamy dzieci, zabawki, odpowiednie warunki. Ale okazało się, że rodziny dostawały pomoc najszybciej, a samotnych mężczyzn ludzie się bali. My się nie baliśmy. I za sprawą codziennych rozmów z nimi, wpadłam na pomysł większej akcji – zbiórki śpiworów. Jesień w Berlinie była zimna i tysiące ludzi marzło na ulicach. Udało nam się wykorzystać siłę bloga, dotarliśmy do dużej liczby Polaków i w kilkanaście dni zawiązało się kilkadziesiąt wolontariackich zbiórek. Zebraliśmy ponad 3000 śpiworów. Z czasem doszły do tego zimowe ubrania i buty (70 samochodów), kosmetyki, zabawki, stare laptopy. Akcja była potrzebą chwili, ale okazało się, że ta chwila wciąż trwa.

alboth

Strach przed innością jest bardzo powszechny – jak go przekraczać?

Mnie się wydaje, że strach zawsze bierze się z braku wiedzy i doświadczeń. Zdobywajmy więc i jedno i drugie! Spędźmy czas rozmowa z „innym”, czy to będzie człowiek w innym niż my wieku, człowiek niepełnosprawny czy właśnie z innego kraju. Pobądźmy z nim chwilę, posłuchajmy, co ma do powiedzenia. Zachęćmy do tego dzieci. Można odwiedzić mistrzostwa w tańcu na wózkach czy kościół inny niż nasz. To z tych proaktywnych rzeczy… A do tego warto jest opierać się na mądrej wiedzy, rozpoznawać, co w internecie ma wartość, a co jest publikowane dla klików. Jak mnie ktoś pyta o pełne agresji filmiki z uchodźcami, pytam go: „A czy ty to widziałeś? Czy znasz takiego? Czy doświadczyłeś czegoś takiego?” Jeśli nie, zapraszam do mnie do domu, tu możesz zadać nurtujące cię pytania („Dlaczego faceci uciekają z Syrii?”, „Skąd mają dobre telefony?” itp., itd.) Syryjczyk, którego goszczę, z pewnością na wszystkie chętnie odpowie.

Kim dla Ciebie jest uchodźca?

To ktoś, czyjej sytuacji nawet nie potrafię sobie wyobrazić, bo to nie mieści się w głowie dziewczyny szczęśliwie urodzonej w stolicy europejskiego kraju. Dziewczyny, która zawsze miała co jeść i skończyła studia. Bycie zmuszonym, żeby opuścić swój kraj, jest zawsze tragedią. I według mnie powód tak naprawdę nie robi większej różnicy. Nie jest ważne, czy ktoś jest ścigany za religię, czy ucieka przed zemstą rodzinną, czy „tylko” nie ma za co utrzymać rodziny i jego dzieci powoli umierają z głodu. Droga, którą ci ludzie muszą pokonać, i która jest doświadczeniem większości uchodźców, którzy trafili do Berlina, to kolejna tragedia. „Którą córkę włożę na łódź? Czy zabiorę siostrę w ciąży czy może starą babcię?” Nawet nie mam prawa roztrząsać tych dylematów. A potem nowe życie. To dopiero wyzwanie. W tej chwili jesteśmy świadkami pierwszego roku „naszych” uchodźców w Niemczech czyli kraju dość przyjaznym uchodźcom. I to jest dramat.

alboth2

Do pomocy innym wykorzystujesz swoją popularność, którą zbudowałaś przez lata. A co może zrobić zupełnie anonimowy nastolatek?

To prawda, że blog bardzo nam pomógł. Ale każdy może albo przyłączyć się do większych inicjatyw, albo zrobić coś wśród swoich znajomych. Kontaktowali się ze mną uczniowie z małego gimnazjum, którzy zaangażowali rodziców i nauczycieli i zrobili małe cuda. Pomoc nie musi być od razu ogromna – byleby była. Taką chęcią pomocy bardzo łatwo zarazić. Nasz blog jest popularny, ale nigdy bym nie przypuszczała, że akcja aż tak się rozrośnie i będzie trwała już prawie rok.

Jesteś adresatką dużej dawki hejtu. Jak sobie z tym radzisz? Nie czujesz się zniechęcona?

Hejt rośnie z miesiąca na miesiąc. Na początku to były anonimowe komentarze pod tekstami w necie, potem wiadomości na Facebooku z fałszywych kont, teraz zdarzają się nawet telefony z niezastrzeżonych numerów. Nie jest to łatwe. Ale nie mam najmniejszych wątpliwości, że robię coś ważnego i wartościowego, więc w jakiś sposób mnie to nie rusza. Jednak kiedy mam gorszy dzień i słyszę przez słuchawkę „A niech ci zgwałcą dzieci!”, a potem spędzam długie godziny na policji, to oczywiście, bardzo to przeszkadza.

Właśnie wydałaś książkę „Rodzina bez granic w Ameryce Środkowej”. Podróżujesz, działasz społecznie, prowadzisz bloga, jesteś obecna w mediach społecznościowych. Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?

Odpowiadam na te pytania z Madagaskaru. Spędzimy miesiąc tutaj, podróżując, jak zwykle, blisko ludzi. Potem wracamy, bo Hania we wrześniu musi wrócić do szkoły. Zrobimy następną zbiórkę i piknik, tym razem dla pań uchodźczyń. Na ferie jesienne mamy w planach Tadżikistan. Fajnie by było, gdyby książka dostała się w ręce młodych rodziców, ale także ludzi, którzy dopiero planują dzieci, bo ich właśnie chcieliśmy zarazić tym „bez granic”. Pokazać, że bez problemu można połączyć życie młodego, zaangażowanego podróżnika i odpowiedzialnego, wciąż ciekawego świata rodzica. Bo dzieciaki tylko wzbogacają życie, a nie ograniczają. Tak samo jak podróżowanie!

Dziękujemy!