Wolna legalna kultura

W 2012 roku fala protestów przelała się przez cały kraj – zarówno ten wirtualny, jak i ten realny. Chodziło o ratyfikację w Polsce międzynarodowej umowy ACTA. Co tak rozsierdziło internautów? I czy jesteśmy skazani na wieczną wojnę pomiędzy właścicielami praw autorskich a użytkownikami sieci?

Osią sporu był zaledwie fragment umowy ACTA dotyczący dochodzenia i egzekwowania praw własności intelektualnej w sieci. Znalazł się tam m.in. kontrowersyjny zapis pozwalający, aby dostawcy usług internetowych przekazywali władzom prowadzącym dochodzenia w sprawie nieprzestrzegania praw autorskich adresy podejrzanych o to osób.

ACTA była jednym z przejawów narastającego od lat konfliktu pomiędzy branżami muzyczną, filmową i komputerową a internautami, którzy korzystają w sieci z materiałów, za które gdzie indziej musieliby zapłacić.

Właściciele praw autorskich coraz częściej sięgają po sankcje i kary, żądają identyfikacji i wytaczania procesów tym, którzy naruszają ich dobra.

Powoduje to oczywiście reakcję w postaci rosnącej niechęci do twórców i stojących za nimi koncernów oraz determinację do dalszego „piracenia”. Czy jednak musi tak być? Czy trzeba angażować się w konflikt po jednej lub drugiej stronie? Okazuje się, że istnieją także inne drogi.

Amerykański prawnik Lawrence Lessig założył na początku lat dwutysięcznych ruch „wolnej kultury”.

Efektem było powstanie całego zestawu licencji Creative Commons (ang. Twórcze Dobra Wspólne), których można używać, udostępniając swoje własne utwory w internecie. Istotą pomysłu jest to, że autor może sobie zastrzec część praw (np. do tego, aby zawsze być podpisywanym imieniem i nazwiskiem), jednocześnie nie ograniczając innym korzystania z jego twórczości. Przykładowo możemy np. umieścić w sieci zrobione przez nas zdjęcie i zaznaczyć, że nie mamy nic przeciwko, aby inni go używali – o ile podpiszą nas jako autorów i nie będą z tego czerpać zysków.

Jeśli ktoś nie wierzył, że wolna kultura się upowszechni, może się nieco zdziwić, ponieważ na pewno sam nieraz już korzystał z jej zasobów.

Największym projektem, który udostępnia treści na licencjach CC, jest bowiem… Wikipedia. Internet jest medium, które rządzi się swoimi prawami i zapewne trudno będzie odwrócić pewne tendencje za pomocą systemu nakazów i zakazów. Ruch wolnej kultury proponuje nieograniczone dzielenie się twórczością bez wchodzenia w konflikt z prawem i twórcami. Trzymajmy za niego kciuki!

Więcej o wolnej kulturze i Creative Commons znajdziecie na http://www.creativecommons.pl

 Książkę Lawrence’a Lessiga „Wolna kultura” można ściągnąć ze strony http://otworzksiazke.pl/ksiazka/wolna_kultura   (została udostępniona na licencji BY-NC-SA).