Pochłonięta

Jako 21-letnia studentka medycyny usłyszała diagnozę – nowotwór. Nie załamała się i postanowiła stawić czoła chłoniakowi Hodgkina, dzieląc się swoją wiedzą medyczną i doświadczeniami na blogu „Pochłonięta”. Siła mediów pozwoliła jej dotrzeć w bardzo krótkim czasie we wszystkie zakątki naszej planety, od Stanów Zjednoczonych przez Grenlandię aż po Australię. Stała się autorytetem i wzorem do naśladowania dla osób chorych, ich rodzin i nie tylko.

Diagnoza

Od początku 2015 roku zaczęłam zauważać, że mam dużo słabszą kondycję, niż kiedyś.
Usprawiedliwiałam to tym, że po prostu jestem leniwą kluchą i tyle. W grudniu 2015 roku zaczął mi się kaszel, trwał około 2 miesiące. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że nic, co brałam (antybiotyki, wziewne sterydy), nie pomagało. Wyniki badań krwi oraz RTG były mniej więcej w normie, więc nimi się nie przejęłam. Pod koniec lutego zaczęłam odczuwać ból w klatce piersiowej po wypiciu alkoholu. Zawsze jak mnie tak bolało, od razu kładłam się na łóżku i czekałam aż przejdzie – schodziło trochę, po ok. 20 min jak nie więcej… Leki przeciwbólowe też nie dawały sobie rady. O tym bólu wspominałam trzem lekarzom – żaden z nich nie zwrócił na to uwagi… Dopiero torakochirurg zasugerował biopsję, która wykazała, że to chłoniak Hodgkina.

Głowa chce, ciało nie może

Jeszcze niedawno, bo pod koniec 2016 roku, moim marzeniem było pójście na długi spacer, ale taki dłuuuuugi, bez przerw na siadanie na ławce co 5 minut. Marzyło mi się zrobić sobie śniadanie, tak od początku do końca, stojąc w kuchni, kombinować, wypróbowywać przepisy, które wymyślałam, kiedy leżałam całymi dniami w łóżku, a nie modlić się, żebym zdążyła bez zasłabnięcia wstawić bagietkę do piekarnika albo wyrzucić torebkę z kubka herbaty. Dla zdrowej osoby to codzienność, dla mnie były to ogromne marzenia, które dziś już powoli i sukcesywnie spełniam.

Blog

Chorując, doświadczyłam na własnej skórze masę skutków ubocznych chemioterapii. Niestety, w polskim internecie, czy książkach jest bardzo niewiele informacji na temat radzenia sobie z nimi. Byłam sama dla siebie swoistym królikiem doświadczalnym, aż w końcu udało mi się zebrać sporą ilość wiedzy na temat radzenia sobie z całym procesem leczenia. Mój tata powiedział, że dobrym pomysłem byłoby stworzenie bloga, na którym mogłabym się podzielić swoją wiedzą, a jednocześnie dać lekki upust swoim emocjom, zwyczajnie pisząc. I stało się, wraz z moim przyjacielem Maciejem, który pomaga mi od technicznej strony, założyliśmy bloga Pochłonięta w połowie grudnia 2016 roku.

Zmiana

Z perspektywy czasu zauważam, jak bardzo dużo choroba mnie nauczyła. Może to zabrzmieć błaho, ale zaczęłam się cieszyć z małych rzeczy. Zrozumiałam, że nie powinnam przejmować się głupotami, bo zwyczajnie nie ma po co, w zamian nauczyłam się cieszyć się z życia, jak tylko potrafię. Dziś jestem już zdrowa i muszę przyznać, że nie mogę się doczekać powrotu na uczelnię, a wakacje chcę poświęcić na nadrabianie zaległości z moją rodziną i bliskimi.